W kwestii muzycznego relaksu ja polecam misy i gongi tybetańskie. Ja tylko nie lubię mis kryształowych ale to kwestia indywidualnan ja po prostu wolę niższe dźwięki.
Nie kazdy koncert jest głęboko relaksujący, nie wiem od czego to zależy ale jeden pamiętam tak niesamowity, że po kilkunastu latach ciarki przechodzą (pozytywne, rzecz jasna).
Najlepiej na żywo.